środa, 2 listopada 2011

Scream 4, reż. Wes Craven; 2011r

"What's your favourite scary movie?" 

Jakim reżyserem jest Wes Craven każdy widzi. Twórca niezapomnianych klasyków spod znaku "Last house on the left" czy "Nightmare on Elm Street" zaliczył ostatnimi czasy spadek formy. Jego "Cursed" i "My soul to take" są już niestety znacznie gorsze względem poprzedników, zatem moje obawy co do kontynuacji "Scream" były usprawiedliwione. Czasami powroty do znanych już nam bohaterów i snucie historii po raz 'enty' nie wychodzą na zdrowie i sprawiają, że seria traci swój urok. Trylogia, jaką do niedawna było "Scream" doczekało się, aż po 10 latach nowego potomka. "Scream 4" stara się być na czasie, bawić, łamać schematy i wprowadzać nowe zasady. Twórcy starali się jak mogli, ale czy ich wysiłek się opłacił. 


Sidney Prescott  przyjeżdża do Woodsboro, które jest ostatnim punktem na trasie promocyjnej jej książki. Tu spotyka szeryfa Deweya Rileya oraz Gale , którzy są teraz małżeństwem. Niestety, pojawienie się Sidney sprowadza także zabójcę. Sidney, jej przyjaciele oraz całe miasteczko znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. 

"Scream 4" to przede wszystkim kawałek nieźle dopieczonego i smakowitego kąska, który zasmakuje każdemu, kto lubuje się w niczym nieskrępowanej krwawej zabawie. Schemat pozostaje ten sam- morderca dzwoni, straszy i atakuje, z tą różnicą, że teraz nie używa do tego celu telefonu typu cegła, z zasięgiem 100m, do którego musiał dorzucać węgiel podczas rozmowy, ale dotykowego i-phone'a z dostępem do serwisu "mój pies". "Nowa dekada. Nowe zasady" jak głosiło jedno z haseł reklamowych jest idealnym odzwierciedleniem filmu. Owe "nowe zasady" ukazują aktualną modę jaka panuje w horrorach. Wszystkiego musi być więcej, krwawiej i najlepiej z opcją "Share on Facebook". Bohaterowie są młodzi, piękni i patrząc po wyglądzie ich mieszkań również choć trochę bogaci. Typowa amerykańska młodzież rzec można. Tymczasem nasza stara, dobra Sidney nabawiła się już zmarszczek, jednak to nie przeszkadza jej być dalej moim osobistym numerem 1 jeśli chodzi o cały cykl "Krzyków". Młode pokolenie aktorów na czele z Hayden Panettiere i Emmą Roberts jednak też dali radę. Wstydu nie ma!


Morderstwa przy pomocy rzeźnickiego noża są trochę podobne do siebie, ale mimo to nie nudzą. Ostatnie sceny w szpitalu są bodaj najlepsze w całym filmie a "Clear" i wydarzeń po wypowiedzeniu tegoż wyrazu na pewno nie zapomnicie. Choć cały film zdaje się być kolejną odbitką poprzedników, jego dużą zaletą jest fakt, że tak najzwyczajniej w świecie (co niestety jest coraz trudniejsze w horrorach) bawi i wychodzi na duże prowadzenie względem popłuczyn, jakie oferują nam niektórzy pseudo reżyserzy. Craven jednak pokazał, że się da i można nakręcić zgrabny slasher. Oby teraz Wes utrzymywał już tylko tendencję zwyżkową!


"Krzyk 4" to dobry straszak powielający schematy z poprzednich części. Bawi tak samo i morderca tak samo radośnie wymachuje nożem. To dalej dobra marka i choć chęć zysku zapewne kierowała powstaniem części numer 4, to jednak twórcy odrobili zadanie domowe i z czystym sumieniem napełniłam ich kieszenie pieniędzmi kupując bilet do kina. Dobrego horroru przecież nigdy za wiele!

7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz