Argento należy do grona reżyserów utalentowanych, którzy w swojej twórczości stawiają przede wszystkim na klimat. Choć cyfrowy potwór pożarł nowe produkcje pana Dario, "Opera" z 1987r należy do jednego z wielu jasnych punktów w filmografii utalentowanego Włocha. Filmowi zaprawdę niedaleko do fenomenalnego "Profondo Rosso", czy też świetnej "Suspirii". Usiądźcie wygodnie w fotelach. "Opera" zaprasza na spektakl.
Betty jest młodą i utalentowaną sopranistką, na skutek wypadku samochodowego pewnej znanej śpiewaczki operowej bohaterka otrzymuje rolę w przedstawianiu jako Lady Makbet. Według przesądów aktorka grająca tą postać jest skazana na pech i nieszczęście. Po przedstawieniu, który mimo tajemniczej śmierci jednej osoby okazał się sukcesem, Betty postanawia spędzić romantyczną noc w willi inspicjenta. Niestety wizytę złoży tam również morderca. Rozpocznie się makabryczna gra na śmierć i życie.
Tak jak w poprzednich filmach, tak i tutaj, Argento postawił na perfekcję pod względem strony wizualnej. Kolorystyka, praca kamery, zdjęcia i genialne ujęcia godne są miana mistrza horroru i sprawiają, że historia młodej śpiewaczki operowej zyskuje niepokojący klimat, oraz ukazuje jak bardzo jest bezsilna i bezbronna. Dobrym pomysłem było również zestawienie muzyki klasycznej z rockową. Eksperyment mógł się nie udać, jednak nic takiego się nie stało. Idea była słuszna i jak najbardziej wyszła filmowi na dobre. Kruki, pojawiające się od czasu do czasu w obrazie, wprowadzają niepokój i są ciekawym urozmaiceniem całości. Aktorstwo również nie zawodzi. Zgrzyta dopiero w finale, który jest najsłabszym elementem filmu. Oczywiście, jest to moje osobiste odczucie, które nijak może mieć się z odczuciami innych w myśl zasady: Ilu ludzi, tyle opinii.
Dochodząc nieubłaganie do końca należy zdecydowanie i głośno przyznać, że "Opera" to jak najbardziej udany i warty obejrzenia film. Choć finał zawodzi, to jednak nie wpływa znacząco na jakość całości. Jest klimatycznie, niepokojąco, a niektóre sceny zapadną wam na długo w pamięci. Dlatego, zdecydowanie warto poświęcić swój czas temu włoskiemu filmowi!
8/10
A mnie jakoś "Suspiria" zniechęciła do Argento. Wiem, że to jego najpopularniejsze dzieło, ale mnie jakoś nie bierze jego specyfika grozy:/ Więc chyba nie sięgnę po tę jego pozycję. Z włoskich twórców o wiele bardziej cenię sobie Lucio Fulci'ego.
OdpowiedzUsuńArgento albo się uwielbia, albo nie. Od taka prosta reguła, którą w sumie można odnieść do każdego z reżyserów (i nie tylko). Osobiście po obejrzeniu "Profondo Rosso" wiedziałam, że w moim przypadku wchodzi w rachubę tylko opcja nr 1.
OdpowiedzUsuńJednak jak to się mawia "O gustach się nie dyskutuje", bo każdy ma inny.. i bardzo dobrze! Jest tyle podgatunków horrorów, że każdy znajdzie coś dla siebie.
Dzięki za opinię! W przyszłości postaram się zrecenzować coś Fulciego bo to zaprawdę dobry reżyser ;)
I znów spotykam się z filmem Dario Argento. mówię znów jakbym nie wiadomo ile razy się spotkał lub nie wiadomo jakim znawcą byłbym filmów ów pana. Jednak obejrzałem "Profondo Rosso" i rzeczywiście napięcie panujące w filmach Argento jest gęste jak hmm... po prostu bardzo gęsta hehe. Obejrzę ten film zapewne ponieważ znów recenzentka wykazała się talentem jeśli chodzi o zainteresowanie czytelnika treścią recenzowanego filmu. Te kruki i ten wymyślny sposób tortur po prostu jak tu nie obejrzeć. I właśnie najlepsze w Profondo Rosso było to rosnące napięcie, finał i dobrze wkomponowana muzyka. Cóż po prostu geniusz :) pozdro dla recenzentki
OdpowiedzUsuń