Kobieta, która zdecydowanie była
królową krzyku w latach 80-tych. To ona walczyła z Michaelem, dwa
lata później skutecznie zwalczała mgłę, by później puścić
się w wir balu maturalnego. Wszystko zaprowadziło ją do pociągu,
w którym niepodzielnie rządził terror. Rok później znów musiała
stoczyć walkę z Myersem- to właśnie z zamaskowanym mordercom z
Haddonfield przyszło jej stoczyć bitwę największą ilość razy
(zagrała w 4 filmach z cyklu „Halloween”). John Carpenter ją uwielbiał, zresztą czy można mu się dziwić?
Śliczna, filigranowa, o dziewczęcej
urodzie Jamie idealnie wpasowywała się w rolę „final girl”,
która to zawsze zwycięsko wychodziła z opresji. Pozwólcie, że
ustanowię grudzień miesiącem właśnie jej- teraz trochę
zapomnianej, ale jakże ciekawej osóbce, którą symbolicznie
ochrzczę królową slasherów.
Niech to będzie słowo wstępu do
serii recenzji nie czego innego jak filmów z udziałem Jamie. Już
niedługo na ekranach waszych monitorów takie klasyki jak
„Halloween”, czy „Prom night”. Bądźcie gotowi i wyczekujcie znaków na niebie i ziemi. Nie dajcie się zaskoczyć!
Świetnie napisane o Jamie Lee. Dobry styl a i żonglerka słów wyśmienita. Bardzo mi się podoba słowo "filigranowa". Nie mogę się doczekać kolejnych Twoich recenzji. Chociaż nie oglądałem ani Halloween ani Prom Night to postaram się nadrobić takie braki, teraz będzie mi łatwiej nadrabiać filmowe braki hehe. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń