poniedziałek, 17 lutego 2014

Insidious: Chapter 2, reż. James Wan; 2013r


Po niebywałym kasowym sukcesie pierwszej części jasnym stało się, że powstanie następnej jest nieuniknione i pewne jak fakt, że Norman Bates to bohater "Psychozy". Box office pękał w szwach i Leigh Whannell, autor scenariusza oraz odtwórca roli Specsa, wraz z Jamesem Wanem nie pozwolili, aby potencjał tkwiący w filmie się zmarnował. Posiadając 3 razy większy budżet (skromne 5 mln., przy jeszcze biedniejszym 1,5 mln. jeśli chodzi o pierwszą część) panowie postanowili wydusić z obrazu ile się tylko ta ku uciesze spragnionej makabry gawiedzi. Tak jak to zwykle w sequelach bywa wszystkiego powinno być dwa razy więcej: trupów, strachu, potworów. Sprawdźmy zatem jak sprawa ma się w przypadku filmu "Insidious: Chapter 2".


Doświadczająca nadprzyrodzonych zjawisk rodzina Lambertów robi wszystko, żeby odkryć owianą tajemnicą prawdę, która w niewytłumaczalny sposób łączy ich ze światem umarłych. W nadziei na rozpoczęcie normalnego życia Lambertowie, przeciętna amerykańska rodzina, opuszczają swój nawiedzany przez duchy dom na przedmieściach. Licząc na zaznanie chwili spokoju zatrzymują się w domu babci. W nowej scenerii po raz kolejny okaże się, że problemy tak łatwo nie znikają, a duchy które nawiedzały bohaterów w poprzedniej części powracają ze zdwojoną siłą, żeby ponownie zakłócić spokój rodziny.


Mając w pamięci świetny klimat części pierwszej, który został zniszczony przez komputerowe potworki i nagminne stosowanie jump scen gdzie tylko się dało i nie dało miałam pewne obawy sięgając po kolejny wytwór wyobraźni Jamesa Wana. Kiedy jednak reżyser pokazał pełnię swego kunsztu w świetnym "Conjuring" musiałam dać mu szansę i wierzyć, że tym razem będzie o wiele lepiej. Miałam duże oczekiwania i nie byłam do końca pewna, czy zostaną one zaspokojone. Będąc już po seansie muszę przyznać, że Wan odrobił zadanie domowe. Ale zacznijmy od początku.
To co wybija się na pierwszy plan to przemyślana, spójna i logiczna historia, która nie istniałaby bez pierwszej odsłony. Zazębienie się wątków z obu części, jak i nowe wydarzenia, oraz ich wyjaśnienie jest na tyle zaskakujące, że każdy z was powinien czuć się zadowolony. Warstwa wizualna, jak i postacie upiorów stoją na bardzo wysokim poziomie. Ku mojej uciesze Wan tym razem nie bawił się w tanie straszenie i pozwolił widzom, aby ich wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach. Przedstawienie czyśćca i zjaw nie wyszło kiczowato ani sztucznie. Mgła, wszechogarniająca ciemność i pustka jaka tam panuje daje nam smutne i przerażające wyobrażenie jak może wyglądać życie po śmierci, kiedy nie dane nam będzie dostanie się do nieba lub piekła. Wizja bardzo ponura i pesymistyczna, ale świetnie pasująca do filmu. 


Interesująca była również mroczna zagadka z którą musieli zmierzyć się bohaterowie. Chociaż podobne historie widywałam w innych filmach nigdy nie czułam się tak blisko postaci jak tutaj. Duża w tym zasługa duetu Specs i Tucker, którzy zostali pokazani nie jako superbohaterowie, którzy widzieli w życiu masę duchów i są teraz niczym Sam i Dean z serialu "Supernatural" i będą w stanie zabić każdego potwora, ale jako niezdarni i ciapowaci mężczyźni, którzy boją się tak jak my balibyśmy się w ich sytuacji. Właśnie to, niezbyt często spotykane w horrorach rozwiązanie fabularne genialnie sprawdziło się w filmie i nadało humorystyczny wydźwięk, który ani trochę nie zepsuł całości. Na duży plus zasługują ponownie odtwórcy roli rodziców. Również w drugiej części Rose Byrne i Patrick Wilson pokazali, że są naprawdę dobrymi aktorami. Zwłaszcza Patrick, który tym razem musiał zmierzyć się z bardziej rozbudowaną i cięższą do zagrania rolą poradził sobie bez zarzutu. Tak samo Lin Shaye jako medium ponownie, mówiąc kolokwialnie pozamiatała i również tym razem nie zawiodła moich oczekiwań. Ma babka talent i pamiętając jej króciutkie epizody w "Nightmare on Elm Street" czy "Alone in the dark" cieszę się, że dane mi było oglądać ją w zdecydowanie dłuższej roli. Wreszcie, chciałoby się rzec! Tym razem nie umiem znaleźć minusów, bo tak naprawdę wszystko do siebie idealnie pasuje i nie znajdziemy w filmie ani jednej zbędnej i niepotrzebnej sceny. Ktoś mógłby zarzucić, że obraz nie jest krwawy i brak w nim makabrycznych scen mordu. Wan nie epatuje trupami i bynajmniej dla mnie nie jest to minus. Jest tak jak być powinno, czyli klimatycznie i ciekawie. Wiele scen, zapada w pamięć i aby nie psuć wam zabawy wspomnę tylko o mojej ulubionej, w której bohaterowie znajdują pewne ukryte pomieszczenie. Jestem zdecydowanie na tak!


James Wan pokazał, że potrafi nakręcić klimatyczne ghost story i mam nadzieję, że jego zmęczenie gatunkiem nie będzie oznaczało końca przygody z horrorem. Cała recenzja pokazała wam, że według mnie warto "Insidious: Chapter 2" obejrzeć i przekonać się, że nawet w czasach wszechobecnego marazmu można stworzyć świetny obraz, który pozostanie wam na długo w pamięci. Bez żadnych wątpliwości i wyrzutów sumienia polecam bo naprawdę warto.

8/10

Za film dziękuję:

2 komentarze:

  1. Dzisiaj obejrzę, choć boję się strasznie... że spieprzą moją ukochaną jedynkę, która jak widzę w recenzji niżej Tobie nie przypadła do gustu, dlatego boję się troszkę, że sequel oceniłaś pozytywnie, bo to coś innego niż w pierwowzorze, a wolałabym chyba coś w duchu tamtego filmu... No, ale zaryzykuję - może mile się zaskoczę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie spodobał mi się Twój blog i będę tu zaglądać częściej bo... też lubię się bać :)) Ten film muszę zacząć od pierwszej części, mówisz, że słabsza ale co tam, zobaczymy jak będzie się przedstawiać cała historia :)) Ok, wracam do przeglądania Twojego bloga bo pewnie znajdę jeszcze kilka horrorów których nie widziałam (a już coraz ciężej mi się je wyszukuje... ;D). Czekam na kolejne propozycje! :))

    OdpowiedzUsuń